poniedziałek, 31 października 2011

Chińszczyzna curry.

Długi weekend. Moment oddechu od poetów XX-lecia. Zamiast tego czas spędzony w miłym towarzystwie.

Chińszczyzna z curry. "Czyli taka trochę indioczyzna" jak stwierdził mój chłopak. Można i tak ;)
Po raz kolejny udowadniam sama sobie, że nie trzeba sprzętu kuchennego za milion dolarów, a można gotować co tylko nam się zamarzy. Na przykład chińskie bez woka. Na sposób stworzony ładnych parę lat temu przeze mnie i mojego brata, na skutek pomylenia przypraw ;)


CHIŃSZCZYZNA Z CURRY /3-4 porcje/


  • 1 paczka makaronu Chow Mei
  • 1,5 cebuli
  • 7-8 pieczarek
  • 2 wyciśnięte ząbki czosnku
  • 2 marchewki
  • 2 garście świeżego lub mrożonego zielonego groszku (którego nie widać na zdjęciu, ale tam jest ;))
  • 2 garści fasoli mung (u mnie z puszki)
  • 3  średnie piersi z kurczaka
  • 1 łyżka oliwy
  • 2 łyżki oleju sezamowego
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 3/4 łyżeczki chili
  • 1,5 łyżeczki curry
  • sól, pieprz
Zamiast wszystkich warzyw można użyć gotowej mrożonej mieszanki chińskiej.

Przygotować makaron zgodnie z przepisem na opakowaniu, odstawić.
Kurczaka umyć, pokroić w kostkę. W głębokiej patelni rozgrzać oliwę, wrzucić mięso, oraz pokrojone w plasterki pieczarki, posiekaną cebulę i czosnek, doprawić solą i pieprzem. Podsmażyć chwilę, dorzucić groszek, fasolkę i marchewkę pokrojoną w paski. Wymieszać sos sojowy, olej sezamowy, chili i curry, dodać na patelnię. Kiedy mięso będzie już gotowe dodać makaron, dokładnie wymieszać, smażyć jeszcze 2-3 minuty.

A na koniec chciałam jeszcze pochwalić się moim zdolnym facetem, który spełnia marzenia plastycznego nieszczęścia jakim jestem ja  ;) 


piątek, 28 października 2011

Owsiane gofry.

Gofry to piątkowy rytuał.
Przepraszam za zdjęcie - próbowałam sfotografować je od początku, ale znikały zanim mi się to udało. Oto ostatnia, trochę "niedorobiona partia" sfotografowana w tempie ekspresowym ;)



OWSIANE GOFRY /8 sztuk/


  • 2 szklanki bardzo dokładnie zmielonych (na puch) płatków owsianych (lub 1 i 1/2 - 1 i 3/4 szklanki mąki owsianej)
  • 1 szklanka jogurtu naturalnego
  • 1 łyżeczka sody
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 łyżka cukru
  • 2 jajka


Wymieszać mąkę, cukier, proszek i sodę. Dodać jajka i jogurt, zmiksować do gładkości. Ciasto będzie gęste. Gofrownicę posmarować lekko olejem, nakładać 2-3 łyżki ciasta na jednego gofra. Piec aż będą rumiane i chrupiąc (u mnie około 6 minut, z przewróceniem na drugą stronę po 3 minutach).
Wystudzić na kratce, aby nabrały chrupkości, podawać z ulubionymi dodatkami.

inspiracja:zwegowani

wtorek, 25 października 2011

Razowe drożdżowe racuchy z bananami

Ostatnimi czasy przeżywam przesyt placków. Zapewne przejdzie mi za jakiś czas, ale na ten moment nie mogę na nie patrzeć. Wyjątkiem są jednak racuchy.  Ich nie odmówię sobie nigdy.
Zawsze byłam zafascynowana drożdżami, ich działaniem. Jak to sprawia, że ciasto rośnie? I w przeciwieńśtwie do wieluu osób uwielbiam posmak drożdży w ciastach czy właśnie racuchach. Jeśli wy za nim nie przepadacie - zmniejszcie ilość.



RAZOWE RACUCHY DROŻDŻOWE Z BANANAMI /ok 15 cienkich placków/

  • 100 g mąki pszennej razowej
  • 20 g drożdży
  • 1/2 szklanki ciepłego mleka
  • 1 białko
  • 1 łyżka fruktozy
  • 1 banan

Drożdże rozpuścić w mleku, wymieszać z fruktozą i łyżką mąki, odstawić aż zaczyn podwoi objętość.
Wymieszać z mąką, przykryć suchą ścierką odstawić w ciepłe miejsce na 30 minut. Białko ubić na pianę, dodać do ciasta. Banana pokroić w plasterki, dodać do masy, wymieszać. Patelnię lekko naoliwić, smażyć do rumianego koloru (ja lubię cienkie, aby placki byly grube, a jednocześnie dosmażone, trzeba je smażyć na naprawdę małym ogniu). Podawać ciepłe z ulubionymi dodatkami.

źródło: Kaś

poniedziałek, 24 października 2011

Budyń waniliowy. Nareszcie!

Dokonałam wczoraj przerażającego odkrycia - na Budyniu Waniliowym nie ma... budyniu waniliowego!
Skandal, bez dwóch zdań. Tak więc nadrabiam tak szybko ja mogę.

Z budyniem jest tak, że kiedy raz spróbuje się domowego, to później "torebkowy" ciężko przechodzi przez gardło. Można również tworzyć własne smaki, regulować słodkość, lub zrobić tylko jedną porcję, a nie od razu 5.
Budyń wykonuję wg przepisu babci, zamieniając jednak cukier wanilinowy, na prawdziwą wanilię (dawniej praktycznie niedostępną). Uwielbiam te czarne kropeczki :) Zmieniłam również proporcje, aby otrzymać 1 porcję, nie 15 dla całej wielkiej rodziny ;)



BUDYŃ WANILIOWY /1 porcja/


  • 1 szklanka mleka
  • 1 żółtko
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 1,5 łyżki cukru
  • miąższ z 1/2 laski wanilii


Pół szklanki mleka zagotować w garnku z cukrem i wanilią. Resztę mleka dokładnie rozetrzeć z mąką i żółtkiem. Dodać do gotującego się mleka, cały czas mieszając, do zgęstnienia. Przelać do miseczek lub pucharków, podawać ciepły, lub zimny.

sobota, 22 października 2011

Czekoladowo-kawowe brownies. O dziwo, niskotłuszczowe.

Niezwykłe jak dla mnie, bo chyba, aż tygodniowe milczenie ogłaszam oficjalnie za zakończone. To chyba jeden z bardziej intensywnych tygodni nie tylko w tym roku szkolnym, ale chyba w całej mojej edukacyjnej karierze. I chyba pierwszy od bardzo dawna kiedy nic, autentycznie NIC mojego autorstwa nie pojawiło się na stole. W tym tygodniu żywiła mnie mama i tylko dzięki niej przeżyłam. Nie tylko nie dodawałam wpisów, ale nawet nie śledziłam innych blogów. Z komputera korzystałam tylko w celach naukowych, lub aby w tychże celach skontaktować się ze znajomymi. I odkryłam, że... bez internetu naprawdę da się żyć. I to bez większych problemów.

Obiecałam wytrawnie, ale jakoś musiałam uczcić to, że te 5 dni nareszcie się zakończyło. W piekarniku wylądowało czekoladowo-kawowe brownies, stworzone na podstawie miliona przepisów i tego co akurat było w domu (na zakupy też nie miałam czasu). Jak to brownies - zbite, ciężkie, intensywne w smaku. Idealne do filiżanki kawy. Pomimo tego, że w wersji "light" (o ile brownies może być light ;)), bo zamiast 1,5 kostki masła, 1/4 szklanki oleju.
Moja potrzeba na magnez została absolutnie zaspokojona.



CZEKOLADOWO - KAWOWE BROWNIES


  • 1/4 szklanki oleju
  • 1/4 szklanki mleka
  • 1/2 - 3/4 szklanki brązowego cukru
  • 2 jajka
  • 2 i 1/2 łyżeczki rozpuszczalnej kawy (najlepiej mocnej, np. espresso)
  • 1/2 szklanki ciemnego, gorzkiego kakao
  • 3/4 szklanki mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka wanilii
  • 100 g gorzkiej czekolady, posiekanej


Zmiksować olej, mleko, cukier i kawę, aż cukier i kawa dokładnie się rozpuszczą. Wmiksować jajka i wanilię. W osobnej misce wymieszać mąkę, kakao, sól i proszek, dodać do masy, zmiksować dokładnie do gładkości. Dodać posiekaną czekoladę, wymieszać łyżką.
Średniej wielkości formę (o powierzchni zbliżonej do tortownicy), wyłożyć papierem do pieczenia, wlać masę.
Piec 25 minut w 180 stopniach. Dobrze wystudzić przed krojeniem.

sobota, 15 października 2011

Sernik jagodowy.

Ostatnio u mnie słodko do znudzenia. Ale obiecuję, że już niedługo pojawi się sporo wytrawnych przepisów ;)
W dalszym ciągu opróżniam zamrażarkę. Trochę dlatego, że nie ma w niej już na nic miejsca, trochę, bo tęsknię za letnimi owocami. Poszła już część truskawek, czas na jagody.
Ten sernik nie jest tradycyjnym, polskim. To bardziej kremowy, amerykański typ sernika. Na moim ulubionym spodzie z herbatników. Mocno jagodowy, nie za słodki, najlepszy na drugi dzień. I pieczony dla bardzo ważnej w życiu osoby.
Zmodyfikowany przeze mnie przepis kuchareczki. Sernik kolor zawdzięcza leśnym jagodom - borówka amerykańska nie do końca się tu sprawdzi.




SERNIK JAGODOWY 

Spód:

  • 150 g pokruszonych herbatników
  • 70 g rozpuszczonego masła*


Masa:

  • 1 kg trzykrotnie mielonego sera (używam "wiaderkowego" President)
  • 250 g cukru (dałam 200 g)
  • 5 jajek
  • 3 łyżki mąki
  • 300 g jagód (dałam 350 g)



*Ja zwykle robię podwójną porcję ciastek i masła i 2/3 przeznaczam na spód, a 1/3 posypuję po wierzchu.


Herbatniki wymieszać z masłem. Tortownicę wyłozyć folią aluminiową, wgnieść masę w spód, schłodzić przez 15 minut.
Wszystkie składniki na masę serową zmiksować, na końcu dodając pojedynczo jajka i miksując po każdym.
Wylać masę na ciasteczkowy spód, posypać resztą herbatników (jeśli decydujemy się na wierzchnią warstwę) piec 55 minut na 180 stopniach. Schłodzić conajmniej kilka godzin, a najlepiej całą noc.

środa, 12 października 2011

Granola z masłem orzechowym

Czas leci, nawet nie zauważam kiedy. Mija między nauką i drobnymi przyjemnościami. Dobrze, że chociaż tak, a nie skupia się wokół tej pierwszej czynności. Przywykłam do wykorzystywania maksymalnie dnia i nocy, aby jak najwięcej czasu znajdować dla siebie. Uczę się historii w autobusie, robię listę zakupów na nudnej lekcji, aby nie plątać się później pół dnia po sklepie, ważne telefony załatwiam w drodze do szkoły. Mieszam granolę jedną ręką, drugą trzymając przed nosem "Ferdydurke".
Robiłam już różne granole. Tę oto z masłem orzechowym stawiam na tym samym stopniu podium co kokosowo-migdałową. Spróbujcie koniecznie!



GRANOLA Z MASŁEM ORZECHOWYM



  • 1,5 szklanki płatków zbożowych (u mnie: 1/2 owsianych, 1/2 jęczmiennych i 1/2 orkiszowych)
  • 1 szklanka dmuchanego orkiszu (lub ryżu, pszenicy)
  • 2 łyżki otrąb pszennych
  • 1 łyżka otrąb owsianych
  • 1 -2 garście orzeszków ziemnych
  • 1 łyżka oliwy
  • 2 łyżki miodu
  • 6 łyżek masła orzechowego
  • 1/3 szklanki wody
  • 1/4 łyżeczki soli (pominąć jeśli orzeszki są solone)


Za pomocą łyżki połączyć masło orzechowe, wodę, oliwę, miód i sól. Wymieszać płatki, orkisz i otręby, dodać masę orzechową, dokładnie wymieszać. Piec na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia 15 minut w 160 stopniach, następnie dodać orzeszki i piec kolejne 20-40 minut, często mieszając, aż będzie przypieczona i chrupiąca. Dokładnie wystudzić, przechowywać w szczelnym pojemniku.

wtorek, 11 października 2011

Truskawkowa kasza manna. Na gęsto.

Napoczęliście już swoje zamrażarkowe owocowe zapasy? Ja rozpoczęłam sezon wczoraj fundując sobie na kolację taką kaszkę. Przygotowanie dziecinnie proste, a smak obłędny... i taki letni :) W sam raz na ciemne chmury za oknem.



TRUSKAWKOWA KASZA MANNA  /1 duża porcja lub 2 małe/


  • 130 g truskawek (mrożonych, lub świeżych)
  • 1,5 szklanki mleka
  • 4,5 - 5 łyżek kaszy mannej
  • 1 łyżeczka cukru/fruktozy (można nawet pominąć, truskawki są słodkie)


Truskawki zmiksować blenderem. Szklankę mleka podgrzać w garnuszku z truskawkowym musem i cukrem. W pozostałej 1/2 szklanki mleka rozprowadzić kaszę. Dodać do gotującego się mleka, cały czas mieszając, aby nie powstały grudki. Podawać na ciepło lub zimno

poniedziałek, 10 października 2011

Zaskakująca pizza otrębowa.

Ostatnio przeżywam okres fascynacji przepisami z diety Dukana. Czasem ciężko uwierzyć, że mogą mieć coś wspólnego z dietą o tak ograniczonych składnikach, w niczym nie ustępują w smaku tradycyjnemu jedzeniu.
Jednak do tej pizzy podchodziłam dość sceptycznie. No bo... pizza to pizza. Jestem otwarta na "odchudzanie" przepisów, ale jednak przy pizzy wydawało mi się niemożliwe, aby wersja otrębowa zaspokoiła moje kubki smakowe. Jednak moje obawy okazały się niesłuszne. Oczywiście ciasto nie smakuje jak w zwykłej pizzy, nie ma się co oszukiwać, ale całość prezentuje się naprawdę smacznie. Tradycyjna pizza i tak wygrywa, ale do tego przepisu będę wracać.

Przepis nie jest dokładnie zgodny z Dukanem, ale osoby będące na tej diecie bez problemu dostosują go dla siebie.



PIZZA OTRĘBOWA

Ciasto:

  • 1 jajko
  • 100 ml ciepłej wody
  • 1 łyżeczka świeżych drożdży
  • 2 łyżki otrębów owsianych
  • 2 łyżki zarodków (otrębów) pszennych
  • szczypta fruktozy/cukru
  • szczypta soli
  • szczypta ziół prowanasalskich


Wierzch - to co lubicie najbardziej. U mnie:

  • 1 duża pieczarka
  • pół pomidora
  • kilka oliwek
  • cebula
  • 2 plasterki szynki
  • 2 plasterki żółtego sera


Drożdże rozpuścić w wodzie, dodać cukier, odstawić na chwilę, aż "ruszą". Połączyć z resztą składników na ciasto, wymieszać łyżką (będzie rzadkie). Odstawić przykryte ścierką na 30 minut.
Dużą blachę (taką "piekarnikową") wyłożyć papierem do pieczenia. Rozsmarować ciasto na papierze, uważając, aby nie powstały dziury. Wyłożyć dodatki. Piec 15-20 minut w 200 stopniach. Delikatnie zsunąć pizzę na talerz, podawać z ulubionym sosem - u mnie ketchup.

źródło:szczęśliwa w kuchni

niedziela, 9 października 2011

Bananowe naleśniki i retrospekcje z Rawy Blues.

B;ues wielu ludziom kojarzy się ze smutnymi panami w melonikach, szarpiącymi kontrabas. Z czymś, co trwa strasznie długo i usypia, a człowiek zaczyna marzyć o disco polo. NIC bardziej mylnego. Jeśli ktoś nie wierzy, zapraszam na przyszłoroczną Rawę Blues w Katowicach.
Trwająca 12 godzin Rawa minęła jak 30 minut. Nie mam słów, aby opisać ten festiwal. Wspominać będę długo niesamowitą muzykę, świetnych ludzi, największe światowe gwiazdy bluesa. Być tam tuż pod sceną, mieć tych ludzi na wyciągnięcie ręki... bezcenne. Wiem też już, że dla C.J. Cheniera i Cooreya Harrisa, pojadę nawet na koniec świata a nie tylko do Katowic. Czekam na kolejną edycję, przebieram nogami z niecierpliwości i szukam kolejnych bluesowych festiwali.

Naleśniki bananowe. Delikatne, arommatyczne (zapach w kuchni podczas smażenia jest po prostu obłędny), pyszne, mocno bananowe w smaku. I chyba nikt, nawet ich nie próbując nie będzie miał wątpliwości, że najlepiej smakują z Nutellą ;)



NALEŚNIKI BANANOWE /ok. 12 naleśników/

- 14 łyżek mąki
- 0,7 l mleka
- 2 jajka
- 3 banany
- szczypta soli

Jajka, mąkę, mleko i sól zmiksować, odstawić na 30 minut (odstawiłam na jakieś 15 min). Dodać pokrojone w plasterki banany, zmiksować masę blenderem*. Smażyć naleśniki na niewielkiej ilości tłuszczu.
Najlepsze są ciepłe, posmarowane Nutellą.

*jeśli nie posiadamy blendera można banany dokładnie rozgnieść na papkę widelcem i wymieszać z ciastem zwykłym mikserem lub trzepaczką

źródło:co na obiad

A w ramach umilenia popołudnia polecam...

Wiecie, że gdyby nie mężczyzna grający na tarle, ta muzyka brzmiałaby zupełnie inaczej? ;)

piątek, 7 października 2011

Placki serowo-dyniowe.

Zgodnie z obietnicą - ciąg dalszy dyni ;) Póki co zużywam ją w kawałkach, bo nie mogę doprosić się mamy, żeby kupiła słoiczki na puree. Co więcej, pomimo, że cały czas jest w użytku to dynia wciąż zajmuje większą część mojej lodówki. Zaczynam się jej bać - chyba się tam rozmnaża przez podział czy coś.
Placki są delikatne i puszyste. W oryginale z rodzynkami, ja pominęłam, bo nie lubię. Polecam na śniadanie, obiad, przekąskę, kolację... na każdy posiłek i każdą porę dnia ;)



PLACKI SEROWO-DYNIOWE /2 porcje/

- 200 g miąższu dyni (waga bez skóry)
- 1 łyżka masła
- 200 g mielonego białego sera (użyłam "wiaderkowego")
- 2 łyżki fruktozy
- 1 łyżka cukru wanilinowego
- 2 jajka
- 4-5 łyżek mąki (u mnie orkiszowa jasna)
- 1/2 łyżeczki cynamonu

Dynię zetrzeć na tarce o małych oczkach. Na patelni rozgrzać masło i smażyć, aż dynia będzie miękka, ostudzić. Połączyć z serem, fruktozą, cukrem, cynamonem i żółtkami. Białka ubić i razem z mąką dodać delikatnie do masy (ma być gęsta). Smażyć na tłuszczu* placki wielkości łyżki na niedużym ogniu. Podawać ciepłe  cukrem pudrem.

*to bardzo ważne, bo placki mocno przywierają nawet do teflonu, szczerze mówiąc oprócz tłuszczu do smażenia, dodałabym łyżeczkę oleju do samego ciasta. Placki można potem osączyć na papierowym ręczniku.

czwartek, 6 października 2011

Szarlotka z budyniem. Na zamówienie.

Dziś nie będzie lekko, zdrowo i pełnoziarniście. Wręcz przeciwnie - kalorycznie i słodko.
Szarlotkę z budyniem pierwszy raz robiłam jakiś rok temu. Tak zasmakowała mamie, że od tego czasu jest regularnym gościem na naszych stołach. Ja uwielbiam jeszcze gorącą, kiedy budyń jest płynny, a ukrojony kawałek zdecydowanie ciasta nie przypomina ;), mama woli kiedy budyń stężeje, a brat... jemu wszystko jedno :P
Z racji tego, że siedzę w domu, mama próbowała delikatnie naprowadzić mnie na to, abym tę szarlotkę zrobiła. Nie będę ukrywać, że jest dość praco- i czasochłonna, a drugie tyle zajmuje zmywanie i sprzątanie kuchni. Pomimo, że uwielbiam spędzać czas w kuchni, to pod koniec zawsze mam trochę dość. Ale dla takiego smaku... warto się czasem pomęczyć.



SZARLOTKA Z BUDYNIEM

- 450 g mąki pszennej
- 250 g masła
- 1 jajko
- 1 żółtko
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 2 łyżki gęstej kwaśnej śmietany (12 lub 18%)
- 1 szklanka cukru pudru

- 2 budynie waniliowe/śmietankowe (na 500 ml mleka każdy)
- 750 ml mleka

- 2 łyżki bułki tartej
- 1,5 kg jabłek
- cynamon
- ew. cukier (ja jabłek nie słodzę)

Wszystkie składniki na ciasto zagnieść w zwarte, kruche ciasto. Podzielić na 2 części w proporcjach 2/3 i 1/3, schować do lodówki na 30 minut. Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia, boki posmarować masłem. 2/3 schłodzonego ciasta rozwałkować na stolnicy, podsypując mąką, na okrągły placek, większy niż średnica tortownicy. Delikatnie przełożyć ciasto i dokładnie wylepić dno, oraz brzegi. Ponakłuwać widelcem, schować na chwilę do lodówki.

Jabłka obrać. Połowę zetrzeć na tarce i wymieszać z cynamonem i ew. cukrem, połowę pokroić w ósemki (można oczywiście wybrać opcję jedną albo drugą, ale ja preferuję kiedy są takie i takie). Spód ciasta wysypać bułką tartą. Wyłożyć najpierw starte jabłka, poźniej poukładać kawałki, posypać cynamonem. 

Przygotować budyń zgodnie z przepisem na opakowaniu, wykorzystując jednak 750 ml mleka. Lekko ostudzony wylać na jabłka.

Z lodówki wyjąć pozostałe ciasto, rozwałkować na okrągły placek o średnicy tortownicy, wyłożyć na wierzch ciasta, pozlepiać z ciastem po bokach (ja tym razem nie miałam cierpliwości, więc rozwałkowałam ciasto byle jak, urywałam kawałki i układałam na wierzchu).
Piec 45 minut w 200 stopniach.

źródło: moje wypieki

A jeszcze chwilę nie kulinarnie... Moja najnowsza zdobycz. Tam właśnie będę w sobotę :D
No cieszę się jak głupia po prostu!




środa, 5 października 2011

Budyń dyniowy

Od poniedziałku siedzę w domu z antybiotykiem. Nudzę się niebotycznie, ale są tego i dobre skutki - uczę się do matury, czytam lektury no i wreszcie zebrałam się w sobie i wzięłam się za dynię. Chwilowo pokrojone na kawałki 7 kilogramowe monstrum zajmuje całą lodówkę. Spodziewajcie się więc wielu dyniowych przepisów w najbliższym czasie ;) Zaczynamy od budyniu. Nie udało mi się niestety uchwycić dobrze jego koloru i bardziej przypomina waniliowy :/. Wiem też, że  następnym razem dodam więcej dyni, aby był jeszcze bardziej pomarańczowy. Podaję przepis wg którego robiłam, a w nawiasie moje poprawki i sugestie.



BUDYŃ DYNIOWY (2-3 porcje)

- 350 ml + 100 ml mleka (użyłam sojowego)
- 170 g miąższu dyni (następnym razem dodam 220 g)
- 1 łyżeczka cukru wanilinowego
- 1,5 łyżki fruktozy
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej (płaskie!)

Dynię obrać, pokroić w kostkę. Zalać 350 ml mleka, dodać cukier wanilinowy i fruktozę, gotować na średnim ogniu ok. 20 min, aż dynia zmięknie. Zmiksować zawartość garnka i postawić ponownie na gazie. W 100 ml mleka dokładnie rozetrzeć mąkę ziemniaczaną i wlać do masy dyniowej, cały czas mieszając, aby nie powstały grudki. Przelać do pucharków/miseczek i udekorować owocami. Podawać na ciepło lub zimno.

źródło:czary gary

wtorek, 4 października 2011

Domowy fast food. Drobiowe hamburgery.

Hamburgery, frytki, a nawet pizza(!) cieszą się dość kiepską opinią. Głównie za sprawą McDonalda i Burger Kinga, tudzież innych tego typu restauracji, gdzie wszystko ocieka tłuszczem. Oprócz tego, idealne, spulchniane bułki, oraz zawsze identyczne kawałki mięsa skłaniają ku przemyśleniom - z czego to właściwie jest?
Sama staram się nie jeść w takich miejscach, jednak, nie będę ukrywać - hamburgery i innego rodzaju "fast foody" uwielbiam.
Zamiast narzekać więc na McDonalda, proponuję przygotować sobie jego domową wersję. Chude mięso smażone prawie bez tłuszczu, mnóstwo warzyw, pełnozianista bułka... To już nie ten "strasznie niezdrowy hamburger", prawda? A niewykorzystane burgery można zamrozić. Potem wystarczy je tylko parę minut odgrzać w piekarniku i możemy cieszyć się szybkim, pysznym i zdrowym obiadem.



DOMOWE HAMBURGERY

- 500g mielonego mięsa z indyka
- 3-4 łyżi bułki tartej
- 1 jajko
- sól, pieprz, przyprawa do mięsa mielonego (używam firmy Vegeta i bardzo sobie ją chwalę)

Oprócz tego:

- bułki (u mnie zwykle grahamki lub orkiszowe)
- cebula
- pomidor
- sałata
- kiszony ogórek
- ser żółty
- ketchup/majonez/musztarda lub inny ulubiony sos

Nie podaję ilości bułek i dodatków, bo wszystko zależy od tego ile kotletów nam wyjdzie, oraz własnych preferencji :)

Mięso mieszamy ręką z jajkiem, bułką tartą i przyprawami. Na teflonowej patelni rozgrzewamy niewielką ilość oliwy. Zwilżonymi dłońmi formujemy kotlety i smażymy z obu stron (ja lubię cienkie i mocno wypieczone, mój brat preferuje grube i lekko surowe w  środku).
Z tych proporcji wychodzi 8 - 15 burgerów, w zależności od ich grubości i wielkości.

Bułkę przekrajamy na pół, wkładamy sałatę, burgera, ser, pomidor, ogórka i cebulę. Zapiekamy chwilę w mikrofali lub piekarniku, aby ser lekko się rozpuścił. Dodajemy sos.
Smacznego!

poniedziałek, 3 października 2011

Soczewica wraca do łask. Z selerem naciowym i pomidorami.

Myślę o świętach. W październiku. To trochę katowanie samej siebie, prawda?

Na prośbę pewnej osoby po prawej stronie pojawiła się nowa kategoria - wegańskie. Będę się starać rzetelnie sprawdzać czy wszystko co się w niej znajdzie na pewno spełnia warunki weganizmu, jeśli jednak zauważycie błąd - proszę mnie poprawić.

Bardzo dawno nie jadłam soczewicy. Przypomniałam sobie o niej przy okazji szukania przepisu na zalegającego selera naciowego. Na soczewicę z selerem i pomidorami natrafiłam u Olcik i po drobnych modyfikacjach otrzymałam jeden z najlepszych obiadów w ostatnim czasie. Prosty, szybki, jednogarnkowy.



CZERWONA SOCZEWICA Z POMIDORAMI I SELEREM NACIOWYM (2-3 porcje)

- 2-3 łodygi selera naciowego
- 1/2 cebuli
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżka masła/oleju/oliwy
- 100 g czerwonej soczewicy
- 1 szklanka wody (dolałam jeszcze pół w trakcie gotowania)
- 1 puszka krojonych pomidorów
- sól, pieprz, chili, majeranek

Cebulę posiekać i podsmażyć na maśle. Soczewicę przepłukać na sicie, dorzucić do garnka razem z wodą i pomidorami (pomidorów nie odcedzać). Dodać przyprawy i wyciśnięty czosnek. Selera umyć, usunąć białą część i liście, pokroić w plasterki, dorzucić do garnka. Gotować 30-40 minut, aż całość się zagęści, soczewica będzie miękka, w razie czego dolewając wody.
Podawać z pieczywem.

sobota, 1 października 2011

Zupa cebulowa z serowymi grzankami i czas nakarmić zamrażarkę.

Szkoła daje mi w kość jak nigdy. Śmiałam się z legend o klasie maturalnej i o tym, że wszyscy wtedy chudną, bo nie mają czasu na jedzenie, ale w dużej części okazują się prawdą. Brak czasu, brak czasu, brak czasu. Pocieszam się tym, że każdy przez to przechodził i każdy będzie ;)
Pod koniec lata zamroziłam sobie różne rzeczy, aby w takich tygodniach jak ten kiedy udało mi się przy kuchni stanąć tylko raz, nie umierać z głodu. Jednak kiedy wczoraj pochłonęłam ostatnią paczkę pierogów z kurkami i zobaczyłam dno szuflady w zamrażarce - stwierdziłam, że  tak być nie może. Powtórka ze średniowiecza poszła więc w odstawkę, a ja cały wieczór gotowałam (wykorzystując przy okazji część ogromu czosnku i cebuli otrzymanych ostatnio od znajomej). Część przepisów już znacie, części nie. Dziś przedstawiam najlepszą zupę cebulową. Podane składniki na ok. 4 porcje, ja zrobiłam podwójnie i... do zamrażarki! ;)



ZUPA CEBULOWA Z SEROWYMI GRZANKAMI

- 6 dużych cebul (dałam 5, ale były naprawdę gigantyczne)
- 1 litr bulionu (dałam pół na pół warzywny i drobiowy)
- 100 g kremowego topionego serka
- 2 łyżki masła
- 2 łyżeczki przyprawy typu ziarenka smaku/kucharek/vegeta
- sól, pieprz

Cebulę drobno posiekać i dusić na maśle do miękkości. Zalać bulionem, dodać ziarenka smaku, serek topiony podzielony na mniejsze kawałki i gotować, mieszając od czasu, aż serek się rozpuści. Zuoę zmiksować, doprawić solą i pieprzem do smaku.
Najlepiej podawać ciepłą, nie gorącą, kiedy rozpuszczony serek nieco stężeje, nadając zupie gęstszą konsystencję.

SEROWE GRZANKI

pieczywo, najlepiej czerstwe (u mnie padło na zapomnianą bułkę orkiszową)
1,5 łyzki tartego sera (u mnie parmezan)
1 łyżka masła

Pokroić pieczywo w kostkę. Rozgrzać na patelni masło, wysypać chleb, posypać serem. Smażc na średnim ogiu intensywnie mieszając, aż będą przypieczone i chrupiące.

źródło: bistromama